Wujek Stefan, który nie odzywał się do nas
przez ostatnie kilka miesięcy wykrzykuje z zapamiętaniem: „Po północy
koniecznie trzeba podać jakiś ciepły posiłek! Najlepiej bigosik i
zrazy faszerowane boczkiem!”. Z każdą chwilą odkrywamy naszych
najbliższych na nowo, kto by pomyślał, że wujek Stefan tak przepada za
bigosem?! Atrakcje w postaci licznych przystawek oraz dań pierwszego i
drugiego członkowie komitetu organizacyjnego postanowią zapewne
„okrasić” prosiaczkiem z nieodzownym jabłkiem w ryju, barszczykiem do
popicia pasztecików i samymi pasztecikami (prawdopodobnie przez chwilę
pojawi się dylemat czy nafaszerować je mięsem, czy grzybami? Stanie
zapewne na mięsku, bo grzyby są ciężkostrawne, a dającego krzepę
mięsiwa nigdy nie za wiele). Rodzina nie da nam zapewne zapomnieć o
najważniejszym! Masywny drewniany stół, rodem z polskiej wsi,
uginający się od wszelakiego rodzaju kiełbas, wędlin i serów to
nieodzowny element każdego przyjęcia. Jeśli nie będzie stołu, nasze
dobre imię zostanie bezpowrotnie utracone, a całą imprezę szlag trafi!
Przez co najmniej pół roku od jej zakończenia, wszyscy zniesmaczeni
brakiem smalczyku goście, będą nas oczerniać i wytykać palcami. Nie
pożałujemy więc grosza na torty, murzynki, rosłe drożdżowce i kolorowe
galaretki, bo przecież nie wypada, żeby ktoś wyszedł z naszego wesela
głodny!
Mając już za sobą trudne tematy menu i rezerwacji lokalu, rozpoczynamy
nerwowe poszukiwania zespołu, który przecież być musi. Najlepiej
byłoby, żeby był dobry, żeby śpiewali pani i pan (bo niby w jaki
sposób pojedynczy wokalista odda dramaturgię przeboju z Titanica?), no
i rzecz jasna – powinni być tani! Studiujemy ogłoszenia, urządzamy
przesłuchania każdej orkiestrze, która zdecydowała się przybyć.
Castingi odbywają się w przedpokoju czy nawet dużym pokoju w domu
kierownika orkiestry. Są oczywiście zespoły, które dysponują własnymi
salami przesłuchań i grają całkiem całkiem, ale Ci akurat są zbyt
kosztowni... Po wielogodzinnych przesłuchaniach wracamy umęczeni do
domu i wraz z rodzicami zasiadamy przed telewizorem. Przez pół nocy
oglądamy materiały video przekazane nam przez poszczególnych artystów,
około czwartej nad ranem przestajemy odróżniać jakiekolwiek dźwięki. W
końcu wspólnymi siłami wybieramy dwa zespoły. Jeden podoba się nam,
drugi rodzicom. Po negocjacjach wybieramy zespół, który typowali
rodzice – w składzie pani i pan - grają wszystko, czasem nawet tańczą,
czyli prawie tak, jak chcieliśmy. Ogólnie jest dobrze, bo nasz duecik
bierze o 700 zł mniej niż inne zespoły 4 czy 5 osobowe. Zrobiliśmy
interes życia, bo nawet małe dziecko wie, że podczas wesela 2 osoby
zjedzą dużo mniej niż 4.
Teraz tylko operator kamery i mamy z głowy! Oczywiście film musi
nakręcić najlepszy specjalista w okolicy. Tu nie wolno oszczędzać, bo
najbardziej wzruszającymi chwilami naszego życia będziemy zadręczać
wszystkich – tych którzy byli i widzieli, tych, którzy się na imprezę
nie załapali, tych, którzy mają ochotę i tych którzy jej nie mają.
Trzeba siedzieć i oglądać, w końcu pieniądze wydaliśmy. A co!
Po wielu zmaganiach nadchodzi wiekopomna chwila – dzień wesela. Goście
skonsumowali już pożywny obiad, zaśpiewali sto lat i zakrzyczeli nas
hasłem: „Gorzko, gorzko!”, aby osłodzić sobie wódeczkę. Teraz
rozpoczyna się prawdziwy test! Czy zabawa się uda? Dotychczasowa
pewność siebie powoli nas opuszcza, bo towarzystwo, zamiast spalać
kalorie i promile w tańcu, siedzi przy stole. Wujo z ciocią, którzy co
prawda nie mają nic do schabowego i jego ilości w porcji, zaczynają
się dopominać się o jakieś fajniejsze melodie. Zespół gra już swoje
najlepsze utwory, ale na parkiecie pustawo....dzieciaki sasiadów i my.
Sprośne żarty wokalisty, który podjął piątą już próbę rozbawienia
gości nie pomagają. Cóż, może później impreza się rozkręci – próbujemy
się pocieszać i wytrwale czekamy. Wujostwo, z braku możliwości
poskakania, wznosi toast na 186 nóżkę, co powoduje, że jeszcze przed
oczepinami kilka osób okupuje ubikację i jakoś nie widać chętnych do
świętowania. Pojawia się nerwowa atmosfera i pytanie: „Kto zawinił?”.
Odpowiedzialność zganiamy na orkiestrę, która nie potrafi rozbawić
zgromadzonych gości. A może to my zawaliliśmy sprawę na samym wstępie,
bo wyżerka była dla nas ważniejsza niż porządny zespół z wodzirejem,
który rozkręci najbardziej nawet sztywne towarzystwo?
Każdy z nas, drodzy Państwo, musi przemyśleć no co warto postawić, aby
zabawa była przednia i abyśmy mogli ją wspominać przez długie, długie
lata.
Bazyliszek
Copyright slubnyportal.pl |